Rozdział 4
Waddles i ja siedzieliśmy razem za stertą ryb. Od dwóch godzin nic się nie działo, więc odłożyliśmy lornetki i zaczęliśmy grać w zagadki. Waddles był nie do pobicia. W końcu, czego się spodziewałam zaczynając taką grę z jednym z najlepszych szpiegów na wyspie? Myślałam, że może pewnego dnia też będę nosić, jeśli nie platynową, to chociaż złotą odznakę, ale żałowałam też, że nie ma tu Dontrojana. Świetnie dogadałby się z Waddles'em.
-Teraz moja kolej. Zagadka numer... 273. Co to jest... - nie zdążyłam skończyć, bo mój towarzysz padł na podłogę, sięgnął po lornetkę i zaczął obserwować ładownię. Najwyraźniej coś usłyszał. Zrobiłam to samo.
Z początku nic nie widziałam, ale w ostatniej chwili spojrzałam na klatkę schodową i zobaczyłam cień... kraba.
Był tylko jeden jedyny krab, który mógłby być zainteresowany statkiem Rockhoppera w nocy. Był to najniebezpieczniejszy krab w okręgu obu oceanów - Klutzy. Jeśli się pojawiał, oznaczał katastrofę, destrukcję i harmider. To najbardziej zaufany sługa największego złoczyńcy naszych czasów - Herberta N. Polarnego. Mieli siedzibę gdzieś w górach, tam, gdzie żaden pingwin nigdy się nie zapuszczał i gdzie nawet agenci bali się postawić stopę. To między innymi dlatego stworzono EPF. Mimo wielu prób przejęcia władzy na wyspie, tylko raz udało im się zniewolić Club Penguin i zniszczyć agencję. Jeśli cień nie był złudzeniem, najprawdopodobniej Herbert szykował inwazję.
-Szybko, za mną! - wykrzyknęłam i pociągnęłam Waddles'a za sobą. - Wyjaśnię ci w drodze.
Jednak niczego nie musiałam mu tłumaczyć, bo od razu wiedział, o co chodzi. Biegliśmy przez miasto za cieniem, który wciąż nam umykał. Gdy jednak dotarliśmy na plac Dojo, najdalej wysuniętego na północ miejsca w Club Penguin, oboje stanęliśmy, nie wiedząc, co zrobić.
Dalej był tylko śnieg i mgła. Krab stawał się powoli plamką, potem punkcikiem, aż wreszcie zniknął całkiem.
-Za nim, rozpoznamy drogę po śladach! - ogarnęła mnie nagle ogromna odwaga i adrenalina zaczęła krążyć od czubka moich pingwinich stóp, aż do końca żółtego dzioba.
-Może najpierw wezwiemy pomoc? - zasugerował Waddles.
-Zanim EPF przyśle agentów, dziesięć razy może przejść śnieżyca i zamazać wszystkie ślady. Nie możemy zmarnować takiej okazji. Herbert nie popełni dwa razy tego samego błędu.
Po chwili wędrowaliśmy już w głębokim śniegu, po pustej i dzikiej krainie, podążając za śladami Klutzy'ego. Uświadomiłam sobie wtedy, jak wielka jest wyspa, na której żyjemy, a jak mało o niej wiemy. A co, jeżeli po drugiej stronie jest trzeci ocean? A jeśli mieszkają tam inne pingwiny?
Nagle moje rozmyślania zostały przerwane i odezwał się Waddles.
-Ślady się urywają. Ten jest ostatni.
Spojrzałam w dół na niewielki odcisk krabich nóżek. Następnie dostrzegłam szeroki otwór w skale, zamaskowany liśćmi i kamieniami. Zastanawiałam się, po co to było, skoro i tak nikt tu nie przychodził. Ktoś był bardzo ostrożny.
-Skoro zaszliśmy już tak daleko, czemu by nie wejść? - powiedziałam.
-Zgadzam się.
Weszliśmy do jaskini. Za sobą zostawiliśmy białe pustkowie. Wkraczaliśmy w ciemną otchłań.
Ale fajne! Czekam na wiecej!!!!!
OdpowiedzUsuńco dalej w ciemnej otchłani????
OdpowiedzUsuń